Całkiem niedawno amerykański pionier samochodów elektrycznych, czyli Tesla ogłosił, że wchodzi oficjalnie na polski rynek oraz udostępnił cennik w złotówkach. Uruchomiło to falę dyskusji na temat opłacalności korzystania z popularnych elektryków. Wielu ludzi zaczęło zwracać uwagę na nierzadko wyższe ceny pojazdów zarówno w pełni elektrycznych, jak i hybrydowych. Jednakże wiele osób zaczęło zwracać uwagę na fakt tańszego paliwa, a w perspektywie tańszej jazdy. Jak jest w rzeczywistości?
Ropa, której produktami finalnymi po rafinacji są benzyna, olej napędowy oraz LPG, coraz bardziej zauważalnie przegrywa z zielonym prądem. Wielu kierowców odczuwa po kieszeni tendencje wzrostowe na stacjach paliw, które skutkują, że coraz mniej można zatankować do baku, a co za tym idzie, mniej przejechać kilometrów. Przyjmując, że koszt benzyny to ok. 4,30 złotych, to za zalanie do pełna auta ze zbiornikiem, którego pojemność wynosi 50 l, zapłacimy 215 złotych. Jeśli jego spalanie wyniesie 7 l/100 km, to przejedziemy wprawdzie ok. 714 km, ale zapłacimy na 100 km 30,10 zł. Jest to optymistyczna perspektywa, gdyż kilka miesięcy temu, przed pandemią koronawirusa, cena za litr benzyny oscylowała w okolicach 5 złotych za litr, więc i cena przejazdu byłaby wyższa.
Natomiast samochód elektryczny naładujemy bez konieczności wychodzenia z domu. Także wahania cen nie będą nam straszne, ponieważ podwyżki cen prądu są zdecydowanie rzadsze od tych, które fundują nam stacje paliw. Żeby lepiej zobrazować, weźmy auto, którego bateria będzie mieć pojemność 52 kWh. Cena prądu w Polsce z taryfą G11 wynosi 0,55 zł za kWh. Zatem za naładowanie baterii do pełna zapłacimy 28,60 zł, a zasięg będzie w granicach 300 km. Więc koszt przejechania 100 km przy założeniu, że auto zużyje ok. 12 kWh to 6,60 zł. Jest różnica? Znaczna. Jeszcze większa będzie, gdy weźmiemy pod uwagę taryfę G12. Tutaj w szczycie zapłacimy 0,55 zł za kWh, a poza nim oraz w weekend 0,25 zł za kWh. Przy założeniach takich samych jak powyższe, zapłacimy 13 zł za naładowanie do pełna oraz 3 zł za 100 km. Sprawia to, że ładowanie samochodów elektrycznych jest zdecydowanie tańsze od tankowania ich spalinowych braci.
Czasem jednak zdarza się, że zasięg przez styl naszej jazdy będzie mniejszy, niż sądziliśmy, bądź po prostu jesteśmy w drodze gdzieś dalej, a współczesne auta elektryczne z trudnością przekraczają barierę 300 km, ze względu na wciąż liczne niedoskonałości ogniw zasilających. Po raz kolejny chlubnym wyjątkiem i pionierem są samochody Tesla, gdyż odświeżony Model S ma deklarowany zasięg aż 629 km! Jednakże to i tak za mało, ponieważ jadąc w dłuższą trasę, możemy się w nieprzyjemny sposób zaskoczyć. Tutaj nie zostajemy jednak pozostawieni sami sobie. Tak jak silnik konwencjonalny tankujemy na stacji, to coraz częściej spotkać możemy stacje ładowania baterii elektryków.